poniedziałek, 29 lipca 2013

3. Uwięzienie sprawia, że się staczasz.




On:

Powinno cię zastanawiać, dlaczego na widok Achrema i tej dziewczyny Lena delikatnie się spięła. Ale twoją uwagę odwraca kapitan.
- A to dopiero! Kogo ja tu widzę. - uśmiecha się na wasz widok. - Cześć Grzesiek! - podaje ci dłoń i gestem zaprasza do stolika.
- Alek, to jest Lena... - zaczynasz, jednak przyjaciel machnięciem dłoni przerywa twoje zdanie.
- My się już poznaliśmy z tą panią. - odpowiada i posyła kolejny uśmiech w kierunku twojej towarzyszki. Bądź co bądź, nie widzisz z jej strony entuzjazmu godnego Achrema. Kiwa głową z prawie niezauważalnym uśmiechem i nerwowo stuka paznokciami w blat stolika. Mężczyzna dosłownie pochłania ją wzrokiem, co nie uchodzi twojej uwadze. Chrząkasz znacząco, próbując odwrócić jego wzrok od Leny. Nie chcesz, żeby żonaty facet mącił jej w głowie. Wiesz ilu kobietom złamał serca, wiesz ilu kobietom zmienił tok myślenia. Notabene, gdzieś w głębi siebie współczujesz tej ciemnowłosej dziewczynie siedzącej obok Achrema. Ją pewnie spotka to samo. Wymieniona wygląda na równie zestresowana sytuacją, co twoja towarzyszka. Spogląda ukradkiem na ciebie i równie szybko odwraca wzrok. Cisza zalegająca w waszym gronie zaczęła być iście męcząca. W końcu, kiedy chcesz już rozpocząć jakąś formalną rozmowę, ku zdziwieniu wszystkich, Lena wstaje ze swojego miejsca.
- Przepraszam, ale zapomniałam o czymś ważnym. Muszę was opuścić. - szybkim krokiem wychodzi z kawiarni, znikając w drzwiach. Nie myśląc wiele, kiwasz głową na pożegnanie Alkowi i siedzącej obok niego. Wybiegasz na zewnątrz. Widzisz ją, idącą powoli po parkingu.
- Lena! - wołasz dziewczynę, równocześnie zbliżając się do niej. Odwraca się i przystaje, czekając na ciebie. - Powiesz mi o co chodzi? - mówisz delikatnie, bowiem nie chcesz jej do siebie zrazić. Wiesz, że jeszcze tak naprawdę się nie znacie.
- Ja... po prostu... - wzdycha, podnosząc wzrok w górę. - Ta dziewczyna to moja przyjaciółka. A temu Achremowi nie patrzy dobrze z oczu... - dodaje cicho. - Z jednej strony nie chciałam im przeszkadzać, a z drugiej po prostu nie chciałam obok niego siedzieć. Znasz go, prawda? - spogląda na ciebie, a ty z jej twarzy odczytujesz każde odczucie, każde emocje. Olieg jej się nie spodobał, przejrzała na wylot jego słabości, boi się o przyjaciółkę. Wzdychasz i wskazujesz na swoje auto.
- To nie jest idealne miejsce do rozmowy na ten temat. Skoro nie wyszło nam z kawą tutaj, to może dasz się zaprosić na kawę u mnie? Mógłbym ci na spokojnie wszystko powiedzieć. I bynajmniej nikt nam nie przeszkodzi. - modlisz się w duchu, żeby się zgodziła. - No może oprócz mojego kota, ale myślę, że nie będzie problemu.
- Masz kota? - uśmiecha się. - Lubię koty. W obecnej sytuacji chyba muszę przystać na twoją propozycję. A kawę chociaż dobrą robisz? - śmieje się, napawając cię dobrą energią. Jej uśmiech siedzi ci w głowie, a śmiech dźwięczy w uszach. Ta dziewczyna zaskakuje cię swoją otwartością, a zarazem uczuciowością. Łatwo zauważyć, że nie jest typową młodą kobietą. I to szalenie cię intryguje.
- Dwie łyżeczki sypanej, zalane wrzątkiem z dodatkiem mleka z Biedronki się liczą? - w akompaniamencie waszych śmiechów wsiadacie do samochodu. Ruszasz z miejsca, kierując się do twojego mieszkania. W międzyczasie blondynka rozpoczyna luźną rozmowę. Czy kilka dni temu pomyślałbyś, że będziesz siedzieć z nią w jednym samochodzie, rozmawiając przy tym o... rasach kotów? Nie, zdecydowanie nie. Jednak teraz jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ujmując tą całą sytuację z kapitanem. To, że za chwilę będziesz musiał powiedzieć jej, jaki Białorusin jest naprawdę.

Otwierasz drzwi i puszczasz przodem towarzyszkę. Ciche miauczenie zwiastuje, że gdzieś w czeluściach twojego mieszkania czai się ruda kotka, wiecznie marudząca i zrzędliwa. Wiecznie napuszona. Jedyny lokator twojego apartamentu. Prowadzisz Lenę do salonu, gdzie jej nóg uczepia się puszysta kulka, zwana również kotem.
- Cześć maleńka. - dziewczyna bierze ją na ręce, delikatnie gładząc jej puszyste futerko. - Jak cię twój wierny towarzysz nazwał? - siada na sofie, cały czas pieszcząc kotkę. Ta o dziwo, wcale nie zrzędzi niczym zmęczona życiem staruszka, tylko delikatnie pomrukuje.
- Speranza*. - mówisz, obserwując reakcję Leny. Nie widzisz większego zdziwienia, jedynie delikatny błysk w oku.
- Nadzieja. Głębokie. - posyła w twoim kierunku jeden z najpiękniejszych uśmiechów. - A więc parz tą kawę, bo za wiele tu nie zabawię. Jutro mam zajęcia, studiuję fizjoterapię. Zmora, totalna zmora! - pozwala sobie na delikatne przemyślenia i wraca do rozmowy z...kotem. I nie wiedzieć czemu, wcale cię to nie dziwi.
Po zaparzeniu kawy i zajęciu miejsca naprzeciw gościa, rozpoczynasz rozmowę.
- Nawiązując do Alka... To nie jest tak, że jest on przesiąknięty złem. Po prostu chyba troszeczkę się zapomina. - bierzesz łyk napoju, a słowa same wypływają z twoich ust. - Ma żonę. Jeszcze rok temu był w niej totalnie zauroczony, cały czas o niej mówił. Minęło kilka miesięcy i zaczęło być nie fajnie, bo zaczął ją zdradzać. Umawiał się z kobietami spotkanymi na hali, dawał im nadzieje. A potem znikał, tłumacząc się, że to wszystko było przelotne. Jego żona się o tym dowiedziała, wniosła pozew o rozwód. A temu jak widać, nic to do zrozumienia nie dało... Jest bardzo sympatyczny, świetny z niego kapitan, ale chyba się troszkę pogubił w swoim życiu. - kończysz i spoglądasz na panią Kosok.
- Co za... Ugh! Muszę pogadać z Tosią. Tylko jak? Że też ona zawsze musi trafiać na takich facetów! Będzie ciężko. Dziękuję ci, że mi o tym powiedziałeś. Muszę jakoś ją ochronić, nie chcę, żeby ją zranił. Doceniam to, że na pewno było ci trudno o tym mówić, w końcu to twój przyjaciel, prawda? - odrywa wzrok od kota.
- Tak. To mój przyjaciel. - odpowiadasz krótko.
- Jeśli uznasz to za stosowne, porozmawiaj z nim. Chyba nie chcesz, żeby stoczył się na dno... Ja muszę lecieć, czeka mnie poważna rozmowa z Antośką. Dziękuję za wszystko, jeszcze raz. - zdejmuje kotkę z kolan. - Żegnaj, moja mała Speranzo. - głaszcze ją czule i wstaje. Posyła ci ostatni uśmiech i kieruje swoje kroki ku drzwiom.
- Odwiozę cię. - proponujesz, również wstając.
- Nie, naprawdę nie ma potrzeby. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw. Cześć. - już prawie wychodzi, kiedy z twoich ust wychodzi ciąg słów. Całkiem niekontrolowany.
- Lena!
- Tak? - odwraca się.
- Czy podasz mi swój numer telefonu? - patrzysz na nią, obserwując każdy ruch twarzy. Wraca do ciebie i na podanej kartce wypisuje kobiecym pismem dziewięć liter. Po chwili wychodzi, jednak widzisz w jej postawie zmianę. Zdaje się iść radośniej. A ty? Ty trzymasz karteczkę, której przed chwilą dotykała jej ciepła ręka. Wpatrujesz się w przestrzeń, ignorując drapanie dywanu przez Speranzę.

Ona:

Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Antonina nie wróciła do domu na noc. Rano, siedząc w kuchni, wyczekiwałam na jej powrót. Wreszcie zaszczyciła mnie trzaśnięciem drzwiami. Weszła do pomieszczenia i wyszczerzyła się. Przeszła obok ciebie, pozostawiając smugę zapachu męskich perfum.
- Tośka, błagam cię, nie mów, że wy... - zaczynasz błagalnym tonem.
- Tak. Tak, Lena, tak. - mówi radosnym tonem, łapiąc jabłko z koszyka na owoce.
"Boże, żeby to nie miało niepożądanych skutków..."




*Speranza - nadzieja w jęz. włoskim.

A więc powracam, by doprowadzić tego bloga do składu i ładu. 
Po pierwsze, teraz będę dużo gadać (pisać), bo trochę muszę tu sprostować.
Ten rozdział dedykuję mojej drogiej Zuzce, za to wszystko, co dla mnie robi. Za każdy komentarz, wiadomość, pomoc i wszystko. BIG HUG! ♥

A teraz przedstawiam wam moją gadaninę:
Powróciłam z wyjazdu, pełna nowych pomysłów i nadziei. Jak zauważyliście, z Achremem jest kilka problemów. Co z tego wyniknie? Hmmm.
Poza tym, postanowiłam ogarnąć w końcu regularność tego bloga. Co powiecie na rozdziały dodawane co tydzień, w poniedziałki? Informować będę i tak, ale to będzie dobre rozwiązanie, nie sądzicie?
Oprócz tego, jestem pełna entuzjazmu, gdyż udało mi się zdobyć bilety na mecz ME, Polska-Turcja. Jedzie ktoś z was? :D Może ktoś z sektora 513? :)
\

Oraz moja serdeczna prośba:
Kochane, potrzebuję wielkiej pomocy. Ktoś chętny mnie wspomóc? Mam plan literacki, jednak muszę poznać zdanie kilku osób na ten temat. Najlepiej osób oczytanych i dobrze znających się na pisaniu. Ktoś musi ocenić, czy coś takiego ma w ogóle sens. Zainteresowani, niech dadzą mi znać w komentarzu, gdzie mogę się z nimi skontaktować. To ważne.

Serdeczne buziole ode mnie, zaraz zabiorę się do informowania, a jutro do nadrabiania zaległości.

+Jakieś pytania?  http://ask.fm/incarceration

:* Joan.

edit.
NA NOWYM BLOGU www.usmiechem-zmieniaj-swiat.blogspot.com
POJAWIŁ SIĘ PROLOG! ZAPRASZAM SERDECZNIE NA HISTORIĘ O ANDRZEJU WU I KAROLU KA.
ZAPRASZAM!!!   

EDIT. NOWY ROZDZIAŁ W ŚRODĘ, 7.08, nagły wyjazd

czwartek, 11 lipca 2013

2. Życie nie ma sensu, samemu trzeba ten sens nadać.



Ona:
Twoja przyjaciółka stoi sobie najspokojniej w świecie, leniwie opierając swą dłoń o biodro. Wszystko byłoby w porządku, gdyby obok niej, w równie odprężonej pozie nie stał jakiś zawodnik. Gawędzą z taką zażyłością, jakby co najmniej walczyli o niepodległość kraju. Jednak widzisz w oczach Antoniny błysk, a takowy pojawia się tylko, kiedy dziewczyna jest wyjątkowo zainteresowana osobą, stojącą obok. Nie chcesz przeszkadzać współlokatorce, w końcu nie raz oberwała po tyłku od życia, dlatego niezauważalnie wychodzisz z hali. Spokojnym krokiem idziesz w kierunku mieszkania. Twoja ręka, co prawda schowana w kieszeni bluzy, ściska telefon, gotowa by wcisnąć zieloną słuchawkę przy numerze rodzicielki. Otwierasz drzwi i siadasz na jednym z dwóch foteli. Zdjęte w biegu buty leżą w nieładzie na jasnych panelach, a bluza otula poręcz krzesła. Sygnały telefoniczne, wydobywające się z głośnika twojej komórki są dla ciebie zbawieniem, tak dawno nie rozmawiałaś z mamą. Macie wyjątkowo dobry kontakt, jak na tak dużą odległość dzielącą was. Po którymś z kolei sygnale, słyszysz jej głos.

- Mama? - mówisz pełnym miłego napięcia głosem.
- Cześć córcia. Co słychać? - twoje uszy doznają natychmiastowej odpowiedzi, ekspresowo zbierasz myśli. Wiesz, że musisz o to zapytać. Wiesz, że chcesz znać odpowiedź.
- Mamo, muszę cię o coś zapytać. Poznałam... pewnego siatkarza... O takim samym nazwisku. - wypalasz, nie masz zamiaru owijać w bawełnę.
- Naprawdę? I chyba wiem, o którego ci chodzi, tata kiedyś coś na ten temat wspominał. Pewnie chcesz wiedzieć, czy jest naszą rodziną? - śmiech mamy spowodował, że mimowolnie się uśmiechnęłaś. - Kilka lat temu, twój ojciec również odkrył tego chłopaka, zapewne oglądając jakiś mecz. Sprawdził wszystko i okazało się, że nie łączą nas żadne więzy. Czysta zbieżność nazwisk. - powiedziała. Nie zastanawiało cię już to, dlaczego nigdy wcześniej się o tym nie dowiedziałaś, być może cię to nie obchodziło. Zastanawia cię to, dlaczego po usłyszeniu słów matki, poczułaś radość. Poczułaś radość, bo owy Grzegorz nie jest twoją rodziną.
- Dziękuję ci, mamo. Teraz muszę kończyć, bo chyba właśnie wróciła Tosia. Zadzwonię do ciebie jutro, obiecuję. - mówisz, słysząc kroki przyjaciółki w przedpokoju.
- Nie ma sprawy, córeczko, pozdrów Tośkę. - rozłączyła się. Odłożyłaś telefon na stolik, gdy wtem do saloniku wparowała Antonina.

- Moja droga, ja rozumiem, że emocje związane z twoim nowo poznanym kolegą tak cię poniosły, że wyfrunęłaś z tego Podpromia, ale żeby o mnie zapomnieć? - równie szybko zdjęła z siebie nakrycie wierzchnie i usadowiła się na fotelu obok mnie.
- Kochana Tosiu, nie chciałam przeszkadzać ci w tej jakże ekscentrycznej rozmowie z tym zawodnikiem. - uśmiechasz się w stronę przyjaciółki, na której policzki wylał się rumieniec.
- O czym ty mówisz... Po prostu... rozmawialiśmy. Sam się mnie czepił, to nawet Polak nie jest! - wykrzyczała, siadając w pozycji wyjątkowo niebezpiecznej, niczym najeżony kot.
- I wcale ci się nie podoba, tak Tosiu, przerabiałyśmy już te przypadki tysiąc dwieście trzydzieści siedem razy. - śmiejesz się, ale widząc minę przyjaciółki natychmiast milkniesz. - Ej no, co jest? - dodajesz, zbliżając się do nastroszonej dziewczyny.
- Nic. No nic, no... - ściska ręce, do białości knykci, a rumieniec powstały w skutek wyjątkowo delikatnego jak widać tematu, wcale nie ginie. - Podszedł do mnie i tak po prostu zaczął rozmowę. I rozmawialiśmy. Pochodzi z Białorusi, ale ma polskie obywatelstwo. Jest kapitanem tej drużyny. I cholernie przystojny, a przy tym taki czuły, nawet jak dla obcej dziewczyny. A wiesz, co jest jeszcze lepsze, Lenka? On ma żonę, do kurwy nędzy!  - nagle wstaje i prawie że szybując w powietrzu, wpada do swojego pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Ty, siedzisz w kompletnym szoku, wyznanie Tośki kompletnie wybiło cię z równowagi. Bowiem, ta dziewczyna zawsze nie lubiła mówić komuś innemu o swoich uczuciach. Nie raz uśmiechała się, a jej serce leżało roztrzaskane, na jednym z rzeszowskich chodników. Oczywiście metaforycznie, jednak od lat dowiadywałaś się o sercowych problemach przyjaciółki po fakcie, kiedy dany luby wystawiał ją do wiatru. Dziewczyna ostro to przeżywała, z czasem przestała patrzeć na płeć przeciwną, każdy facet, który choćby zaszczycił ją spojrzeniem, znajdował się na czarnej liście Antoniny. I dzisiejszego dnia, o dziwo, coś znowu pękło w serduszku wyżej wymienionej. Nie chciałaś jednak naruszać jej spokoju, zwłaszcza, że było dość późno. Uznałaś, że porozmawiacie rano. Skierowałaś się do łazienki, a potem do swojego pokoju. Padłaś na swoje łoże i bardzo szybko odpłynęłaś.

Czas? Czas mijał ci bardzo szybko. Rozmawiałaś z Antosią, która zawzięcie twierdziła, iż tamta reakcja po rozmowie z owym zawodnikiem, była jedynie chwilą słabości. Uznała, że może się z nim zaprzyjaźnić, bez żadnych aluzji do większych uczuć. Dziś, był piątek i miało się odbyć twoje spotkanie w kawiarni wraz z Grzegorzem. Co więcej, tego poranka siedząc z Antoniną przy porannej herbacie, przypomniało ci się, że nie posiadasz żadnego kontaktu do nowopoznanego, nie wiesz o której macie się spotkać, nic. Wychodzisz z założenia, że pójdziesz na halę. Kiedyś będziesz musiała go tam dorwać, chcesz mu powiedzieć o uzyskanej odpowiedzi na nurtujące was obu pytanie. Ubierasz zwiewną, kwiecistą sukienkę, na barki zarzucasz sweterek. Wchodzisz jeszcze na sekundkę do łazienki, aby poprawić swoje długie blond włosy. Wtem, słyszysz dzwonek do drzwi. Wychodzisz z pomieszczenia i otwierasz nieznajomemu ci człowiekowi. Chociaż... nie wydaje ci się, że widzisz go po raz pierwszy.
- Słucham? - mówisz do gościa.
- Ja do Antosi. - odpowiada, po jego wschodnim akcencie poznajesz, że jest to ten siatkarz, z którym rozmawiała twoja przyjaciółka. - Przepraszam, nie przedstawiłem się. Olieg Achrem, ale mów do mnie Alek. Tak jest prościej. - wyciąga w twoim kierunku dłoń. Witasz się z nim i delikatnie się uśmiechasz. Nie udaje ci się jednak zawołać Tośki, gdyż dziewczyna z dziką szybkością pojawia się obok ciebie.
- No, to miłej zabawy Lena. - poklepuje cię po ramieniu i zajmuje się swoim znajomym. Wzruszając ramionami, kierujesz się ku wyjściu. Generalnie rzecz biorąc, szanse na spotkanie Kosoka w hali, mają się jak 50 do 50. Cóż, niewytłumaczalne uczucie ciągnie cię tam, ciągle wierząc, że go zobaczysz. Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego felernego poranka kilka dni temu. Przemierzasz rzeszowskie ulice, idąc w stronę wielkiego obiektu sportowego. Dochodzisz do wejścia i uśmiechasz się. Widzisz go. Widzisz, jak siedzi bezradnie w holu. Jego zrezygnowana mina popycha cię jeszcze bardziej do otworzenia szklanych drzwi. Na ten dźwięk przechyla swoją głowę w twoją stronę i wcześniejszy markotny wyraz twarzy przeradza się w piękny uśmiech. Natychmiastowo wstaje, kilka kroków i jest obok ciebie.

- Już myślałem... Co ze mnie za głupek, nie podałem ci żadnego kontaktu do siebie... A ty przyszłaś. - mówi, nie przestając się uśmiechać. Zaraża cię, zaraża cię tą radością.
- Wiedziałam gdzie cię szukać. - odpowiadasz i patrzysz mu w oczy. Czekoladowe tęczówki sprawiają wrażenie rozmigotanych.
- Więc wobec tego, zapraszam cię na tą kawę. - wychodzicie z hali, a brunet otwiera przed tobą drzwi do swojego auta. Zachowujecie się, jakbyście znali się od dawna, podczas jazdy Grzegorzowi nie zamykają się usta, dowiadujesz się wielu rzeczy. Od jego historii z siatkówką, po nieudane żarty kolegów na kadrze. Opowiada ci to z taką werwą i zamiłowaniem, że bardzo szybko spostrzegasz, że kocha siatkówkę jak swoje własne dziecko.
- A, zapomniałbym... - zaczyna kolejny temat, ale ty od razu wiesz, co chce powiedzieć. - Nie jesteśmy rodziną.
- Wiem. - odparłaś. Twoja odpowiedź najwyraźniej spowodowała jeszcze większy powiew energii u osobnika siedzącego obok.
- Już się bałem, że... - zaczyna.
- Że uznam, że sprawy między nami zakończone, tak? O nie, mój drogi, muszę zasiąść w tej zachwalanej przez ciebie kawiarni. - śmiejesz się, wtórując Grześkowi.
- No tak... Poza tym, możemy nie być sami. - odpowiada. Dziwisz się, co też wpadło mu do głowy, już masz ochotę wyparować z tekstem godnym dzikich gimnazjalistów spod bloku, kiedy Kosok wpada ci w słowo. - Nie, to nie jest podwójna randka. Po prostu mój klubowy przyjaciel, również miał zamiar zaprosić tutaj dziewczynę. Chociaż trochę mnie to dziwi, bo ma żonę. Ale wiem, że im się nie powodzi, chcą się rozwieść. - przytakujesz mu, jednak w myślach modlisz się, żeby ową parą nie okazała się Tosia wraz z Alkiem.  Nie żebyś nie chciała się z nimi zobaczyć, wręcz przeciwnie. Tylko troszeczkę może być niezręcznie. Dojeżdżacie do owej kawiarni. Sam jej zewnętrzny widok nadaje jej wspaniałego uroku. Wchodzicie do środka, nerwowo rozglądasz się po sporym pomieszczeniu.  I widzisz ich, widzisz siedzących przy jednym ze stolików Antosię i Alka. Cóż za miłe spotkanie! 

Jak widać, Lena i Grzesiek nie są rodziną. Zbieżność nazwisk i tyle. Nie będzie żadnego spisku z tymi nazwiskami. Możecie być pewni. ;)
Poza tym, tak mnie te wakacje poniosły, że nie nadrobiłam w niedzielę waszych opowiadań. :c Dlatego idę zaraz umyć naczynia (o zgrozo!) a potem zabieram się do lektury waszych historii. :)
I moi drodzy, rozdziały wedle moich założeń mają być dodawane co tydzień, w czwartki. Jednak miejcie na uwadze to, że są wakacje i często mogą być opóźnienia w rozdziałach. Nigdy nie wiem, kiedy wyjadę gdzieś, a nie wszędzie jest internet. Także polecam wpisanie się do zakładki "informowani" wtedy żaden rozdział wam nie ucieknie. ;)
Pozdrawiam serdecznie. :*
PS. Jutro chyba najbardziej emocjonalne spotkanie naszej drużyny. Z "pastuchami". :P
Jarosz i Zati w szóstce i już lecą hejty na Pawła... Niezrozumiałe dla mnie, no ale cóż.
Trzymajcie się, Joan. 

+ 30 lipca startuje historia z Wroną i Kłosem:
www.usmiechem-zmieniaj-swiat.blogspot.com
(termin przesunięty z powodu mojego wyjazdu) 

czwartek, 4 lipca 2013

1. Moje szczęście ma twoje oczy.



Ona:
Dopadłszy swojego stałego miejsca na sali i złożenia stosu książek na miejscu obok, rozpoczęłaś poszukiwanie swojego stałego zeszytu do notatek z bioetyki. Penetrując grzbiety złożonych woluminów, nie odnalazłaś swojego notatnika. Zmarszczyłaś czoło i uderzyłaś w nie otwartą dłonią. Wypadł ci, wypadł, wtedy kiedy wpadłaś na tamtego mężczyznę. Przepadł. Przepadł, na pewno go już nie odnajdziesz. Wyklinając w myślach swoją głupotę, siadasz z miną zranionego dziecka i próbujesz wsłuchać się w wykład profesora. Jednak w myślach nadal siedzi ci wysoki brunet, przez którego pozbawiona jesteś dzisiejszych notatek. Można rzec, że jesteś wzorową studentką, prowadzisz notatki, uczysz się, przychodzisz na wykłady. Jednak twoim największym niespełnionym marzeniem jest sport, siatkówka. Nadal nie możesz sobie wybaczyć tego, że jako czternastolatka, wiedziona głupawymi koleżankami spod bloku, odeszłaś z klubu siatkarskiego. Teraz, jako dwudziestolatka żałujesz tego najbardziej w świecie. Chętnie byś wróciła do tego zajęcia, ale dobrze wiesz, że nie masz już tej samej formy i zapału, co sześć lat temu. Karcąc się w duchu za to, że teraz zajmujesz się głupotami, a nie wykładem, powracasz do świata realnego i eliminując myśli o siatkówce, wsłuchujesz się w słowa lektora.

On:
Trzymasz zeszyt tej dziewczyny, siedząc w szatni waszego klubu. Wpatrujesz się w to jedno słowo, to jedno nazwisko, które cię tak bardzo interesuje. Nie, to na pewno nie jest twoja żadna kuzynka. Jesteś pewien, w końcu twoi rodzice nie mają rodzeństwa. A może to jakaś daleka rodzina? W każdym bądź razie, podobna do ciebie nie jest, długie blond włosy, delikatne rysy twarzy i piękne niebieskie oczy. Zaraz, zaraz... Czy ty pomyślałeś "piękne"? Przecież widziałeś tą dziewczynę pierwszy raz i nie powinieneś zapamiętać aż tylu szczegółów...
- Kosa, co się z tobą dzieje? Pamiętnik zacząłeś pisać? - niezawodny kapitan drużyny podchodzi do ciebie i klepie cię po ramieniu. Tuż za nim zbiera się cała drużyna, szyderczo śmiejąc się. Pomimo to, jesteście zgranym zespołem, jeden zabiłby za drugiego. Uśmiechasz się jedynie i chowasz zeszyt do torby. Nie odpowiadasz, zabierasz się za sznurowanie siatkarskich butów. Ale z tego jesteś znany, nie rzucasz słów na wiatr, skrupulatnie myślisz nad tym, co masz powiedzieć. Cały skład powoli wylewa się z szatni w kierunku hali. Widok żółto-niebieskich piłek jest balsamem dla twojego serca. Rozpoczynacie trening. Rozgrywając y podaje ci piłkę. Posyłasz pięknego gwoździa ze środka. Czujesz, że żyjesz.

Ona:
Wybiegasz z uczelni, uprzednio informując swoją najlepszą przyjaciółkę - Antoninę, zwaną również Tosią, że masz do załatwienia bardzo ważną misję, o której opowiesz jej później. W końcu wynajmujecie razem mieszkanie, nie sposób utrzymać wszystkie tajemnice w zamknięciu, mając obok siebie taką dziewczynę. Wyglądem - przeciwieństwo ciebie, czarnowłosa piękność o zielonych oczach. Alabastrowa cera i zaróżowione policzki. Jednak charaktery macie podobne, obie nie lubicie natrętnych ludzi, szpinaku i fałszerstwa. Obie kochacie muzykę, książki i... siatkówkę. Tak, Antosia jest tą jedyną osobą, która rozumie twój ból, kiedy przywodzisz wspomnienie siatkarskich lat młodości. Bujając w obłokach dochodzisz do miejsca, w którym to w godzinach porannych, naruszyłaś twardą posturę tamtego bruneta. Rozglądając się, wodząc wzrokiem na prawo i lewo, nie dostrzegasz ani jego, ani swoje zeszytu. Mrucząc pod nosem przekleństwa, jeszcze raz penetrujesz wzrokiem okolicę. I nic. Nie ma go. Odwracasz się i idziesz w kierunku bloku. Zastanawia cię jedynie, czy niosła cię tu sympatia do zeszytu, czy nieokreślone obiekcje co do stratowanego mężczyzny. Po drodze dołącza do ciebie Tośka, wieczny szałaput i oznajmia ci, że również ma coś ciekawego do powiedzenia. Docieracie do waszego rzeszowskiego apartamentu i siadacie na swoich ulubionych fotelach. Uprzednio twoja przyjaciółka przygotowuje herbatę z domieszką cytryny i po usadowieniu swoich szanownych czterech liter przenosi wzrok na ciebie.
- No to ty pierwsza. Mów gdzieżeś była. - krzyżuje nogi, siadając po turecku i bierze łyk brązowego płynu, przy czym macha ponaglająco ręką.
- Więc... Tak to wyszło, że dzisiejszego poranka, kiedy to zbłądziłam do biblioteki, wracając wpadłam na pewnego osobnika... I mi wypadł zeszyt od notatek do bioetyki... I ten mężczyzna musiał go sobie przywłaszczyć, skoro go tam już nie ma! - mówisz, emocjonując się niczym typowy polski kibic oglądający mecz piłki nożnej. Twoja towarzyszka rozmowy unosi lewą brew do góry.
- To tyle, tak? Ja tu oczekiwałam jakiejś mrożącej krew w żyłach opowieści, a ty tu mi mówisz o zaginionym zeszyciku... Chyba, że tu nie chodzi o ten zeszyt, a o pana, na którego wpadłaś... - uśmiechnęła się znacząco i poklepała mnie po ramieniu. - Jeszcze go spotkasz. A teraz patrz. - wyjęła zza pasa dwa zwitki papieru i pomachała mi nimi przed oczyma. - Patrz! Widzisz? Widzisz? - złapałam to, czym Tośka wymachiwała.
- Coś ty kupiła! Bilety na jakiś mecz? Jaki znowu? - zmarszczyłaś czoło.
- Jakiś mecz? Jakiś mecz, tak? To bilety na mecz tutejszego klubu siatkarskiego! Siatkówka! No Lena, siatkówka! Nie cieszysz się? - zmarkotniała. Na samą myśl o meczu siatkówki przeszył cię dreszczyk emocji. Wyściskałaś zdziwioną przyjaciółkę. Cyfry na załączonym bilecie wskazywały, że mecz jest... dziś.
- Hej, ale to już dziś... - dopowiadasz, dziwiąc się nad mechanizmem myślenia Tosi.
- Tak, to dziś. Zaraz, dokładniej. Zbieraj się. - wstała nagle i podeszła do drzwi. - No co stoisz jak wryta, chodź! - idziesz za nią, nadal nie wierząc w to, co się wydarzy.

- A teraz patrz. Tamci. - tutaj Antonina wskazuje na drużynę przyodzianą czarnymi strojami z czerwonymi wstawkami. - To tutejsza drużyna, Asseco Resovia. Tamci inni to klub z Bełchatowa. - kiwasz głową na znak, że przetrawiłaś te informacje i bardziej przyglądasz się miejscowemu zespołowi. Nagle, doznajesz olśnienia. Jeden z zawodników, wysoki brunet. Poznajesz go. To na niego wpadłaś rano!
- Tośka! Tośka, chodź tu. - szeptasz do przyjaciółki, która znalazła się już pod bandami reklamowymi. Posłusznie wraca do ciebie i z miną wiecznego męczennika pytającym wzrokiem błądzi po twojej twarzy. - Ten. - wskazujesz na bruneta. - To na niego wpadłam rano! - Antoninka pod wpływem emocji aż podskoczyła.
- Matko Bosko częstochowsko, Lenka, on ma na nazwisko Kosok! - szarpie cię za ramię, a ty stoisz w zupełnym osłupieniu. Wzrokiem śledzisz układ liter na tylnej części jego koszulki. Kosok? To nie może być twoja rodzina, rodzice nie mają rodzeństwa. Żaden kuzyn. - Znasz go? - szturchanie Tośki zaczęło być natrętne. Odwracasz się do niej.
- Nie znam go, a bynajmniej to nie jest moja rodzina... - mówisz. Pod wpływem impulsu zostawiasz zdziwioną Antoninę i ruszasz w kierunku boiska. Opierasz się o bandy reklamowe i usilnie wpatrujesz się w plecy zawodnika. Twoje serce kołacze z emocji. Kim on jest? A bynajmniej, kim on dla ciebie jest? Czujesz na plecach dłoń przyjaciółki. Delikatnie obejmuje cię i szepcze.
- Lenka, spokojnie. Na pewno po meczu wszystko sobie wyjaśnicie i dowiesz się, co to za twój krewny. No chodź na miejsca, bo zaraz zaczyna się. Znajdziesz go po wszystkim. - ciągnie cię w stronę waszych miejsc. Ulegasz, ale mimo to w twojej głowie buzują myśli. Spotkanie rozpoczyna się, ale ty za nic nie potrafisz skupić się na żółto-niebieskiej Mikasie szybującej w powietrzu. Nawet nie wiesz kiedy miejscowa drużyna wygrywa z przeciwnikami, miażdżąc ich w porażającej klęsce 3:0. Nawet nie wiesz kiedy palce Antosi zaciskają się na twoim przegubie.
- Teraz chodź. Rozdaje autografy, poczekaj aż wszyscy się ulotnią i wtedy do niego zagadaj. - mówi, żwawo gestykulując rękoma.
- A ty? - pytasz, nawet nie spoglądając na przyjaciółkę.
- Ja? Ja będę... - zaczerwieniła się, nie wiadomo czemu. - Ja też idę po autografy. - kończy. Przenosisz swój pytający wzrok na nią, jednak Tosi już nie ma. Szybko ulatnia się w kierunku tłumu skandującego na dole. Powinno cię obchodzić, co też się dzieje w życiu Antoniny, jednak w obecnej chwili, twoje myśli nie są tutaj, na plastikowym krzesełku. One są tam, obok tego bruneta o czekoladowych oczach. Zastanawia cię on. Nawet bardzo. Widzisz, że nawałnica ludzi, napierająca na niego, powoli maleje. Wstajesz z miejsca i schodzisz na dół. Przy nim stoją już tylko dwie osoby. Mimo, że jesteś z reguły nieśmiała, w tym momencie stajesz się odważna ponad swoje możliwości, bowiem stajesz dokładnie naprzeciw niego. Wbijasz wzrok w jego oczy, które bądź co bądź, nie patrzą na ciebie. Zbliżasz się bardziej. Ostatni autograf i przenosi swoje piękne spojrzenie na ciebie. Jego usta układają się w literkę "o" i delikatnie się peszy. Ty, szczerze mówiąc, również. Nie masz pojęcia, co powiedzieć. Mężczyzna ratuje cię, rozpoczynając rozmowę.
- Lena Kosok, tak? - pozwala sobie na uroczy uśmiech. - Grzegorz Kosok. - wystawia swoją rękę w twoim kierunku. Ujmujesz ją, przy okazji zauważając, że jest kilka razy większa od twojej. - Nie jesteśmy rodziną, prawda? - mówi.
- Nie wiem. Na pewno nie bliską, ale... nie wiem. Porozmawiam dziś z moją mamą, może czegoś się dowiem. - powiedziałaś.
- Dobrze. Poczekaj tu sekundę... - pozostawia cię samą na jedną, dosłownie minutę i wraca z twoim zeszytem w ręku.
- To chyba twoje. - podaje ci notatnik. - Przepraszam, nie wiem czemu go zabrałem... - uśmiecha się przepraszająco.
- Nic się nie stało, naprawdę. - wpatrujesz się w jego oczy, niczym zahipnotyzowana.
- Skoro już wyjaśniliśmy sobie wszystko, to może pojutrze wybierzesz się ze mną na kawę? Znam taką jedną, uroczą kawiarnię, całkiem niedaleko. - hipnotyzuje cię, hipnotyzuje cię swoim wzrokiem, swoim głosem i bezpośredniością, a zarazem delikatnością. Nie potrafisz mu odmówić.
- Jasne. - odpowiadasz. Żegnasz się z nowopoznanym. Odchodzi, a ty masz zamiar odnaleźć Antoninę. O dziwo, nie będzie to dla ciebie trudne. Dziewczyna stoi całkiem blisko ciebie. Ku twojemu zdziwieniu, nie sama. 


Rozdział numer jeden leci do was.
Kurczę, strasznie mnie to opowiadanie wciąga.
Jednak, od razu wam mówię, nie będzie happy endu.
Poza tym, dziś tylko poinformuję was, 
dopiero w niedzielę nadrobię wasze nowe rozdziały i opowiadania. 
Wyjeżdżam na trzy dni do przyjaciółki, dlatego tak oto to wygląda.
I bardzo proszę, wpisujcie się do zakładki informowani.
Pozdrawiam was, kochani.
Życzę udanych, gorących wakacji. :*
Joan.

P.S. Czy ktoś wie, o co chodzi z biletami na ME?
Czekam już od maja. I nic! :c
Znacie jakiś dokładniejszy termin rozpoczęcia sprzedaży na mecze do Gdańska?
Proszę o informacje w komentarzu.