Pół roku później...
On:
Czy jest coś gorszego od tego cholernego bólu i rozpaczy, zalewającego cały twój umysł, paraliżującego ciało i rozum? Czy jest na świecie coś bardziej rozbijającego serce na drobne kawałeczki, od śmierci? Nie, nie ma, a ty nigdy nie pogodzisz się z losem...
Siedzisz na cmentarnej ławeczce, przy marmurowym nagrobku. Nagrobku, pod którego czeluściami spoczywa ciało twojej ukochanej. Boże, dlaczego?
W owym miejscu spędzasz całe dnie. Praktycznie nie kontaktujesz. Praktycznie nie wykonujesz żadnych funkcji życiowych, odcinasz się kompletnie od rodziny i znajomych. Oddajesz się żałobie, która tak bardzo niszczy cię od środka...
I każdego dnia wracają te cholernie bolesne wspomnienia...
Cofnijmy się kilka miesięcy wstecz...
Pewnego listopadowego dnia oświadczasz się miłości twojego życia. Jesteś tak szczęśliwy, że każda sekunda w towarzystwie blondynki czyni cię po prostu oszalałym z miłości. A dodajmy do tego to, że zgodziła się, przyjęła twój pierścionek zaręczynowy. Ze łzami w oczach tuliła się do ciebie. Teraz już wiesz, że owe łzy nie były jedynie oznaką wzruszenia. Były dramatycznym bólem i histerią. Wiedziała, że odejdzie. Wiedziała, że nigdy nie będzie jej dane stanąć w białej sukni na ślubnym kobiercu. Wiedziała to wszystko, ale ci nic o tym nie powiedziała... Chciała, żebyś nie cierpiał, żebyś nie krzyczał z ogromu boleści... I to cię tak okropnie teraz męczy... To, że wiedziała, że umrze, że w końcu wyzionie ducha, pozostawiając cię samego...
Nie doszło do ślubu. Od owych zaręczyn minęło jedynie 10 dni.. Jedynie 240 godzin... Jedynie 14400 minut... Jedynie 864000 sekund..
Owy dzień zapowiadał się całkiem dobrze. Pomimo jesieni, przez zbite chmury przebijają się jasne promyki słońca, kolorowe, rudawo-żółto-miedziane liście tańczą na wietrze. Nic nie zapowiada zwiastującego rozłamu twojego życia..
Aż tu nagle, budzisz się sam. Niby normalne, prawda? Przecież Lena mogła wstać wcześniej, wyjść gdzieś, pójść do warzywniaka na dole, czy skoczyć pobiegać, prawda?
Nie do końca.
Kilka minut później twoje serce zostaje brutalnie zmasakrowane, rzucone o beton, rozdeptane i zmielone. Zamierasz, po prostu zamierasz, widząc narzeczoną leżącą na zimnych płytkach łazienki, z krwią spływającą z nosa. Kompletnie szalejesz, potrząsając jej wątłym, pozbawionym życia ciałem..
Nie wierzysz, że jej serce nie bije. Nie wierzysz, że się nie rusza, że jej oczy nie pochłaniają cię swoją zawartością, że jej usta nie wytwarzają jej pięknego głosu, że jej dłonie nie łapią cię za ramiona i nie oplatają twojej szyi.. Popadasz w spazmatyczny lament.
A reszta? Dalsza część owej zabójczej historii?
Nie pamiętasz nic. Zero, od tego momentu w twojej głowie zalega monotonna dziura. Mózg wyrzucił najgorsze momenty ze swojej pamięci...
I już sam nie wiesz, co bardziej cię boli, to, że jej nie ma, czy to, że nigdy nie powie ci "Kocham cię, Grzesiu".
Już sam nie wiesz, co bardziej powoduje twoje otępienie i depresję, jej perfumy wiecznie unoszące się po mieszkaniu, czy list, który ci zostawiła...
Właśnie w tej chwili siedzisz po raz setny na tej zimnej, drewnianej ławeczce, po raz setny ściskając pomięty świstek. Kolejny raz czytasz pięknie wykaligrafowane słowa, których przecież nie powinno dać się odczytać, ze względu na rozmazany tusz przez twoje łzy...
A może znasz już to na pamięć? Może twój mózg automatycznie odtwarza te słowa?
"Grzesiek, wiem, że kiedyś odnajdziesz ten list. Wiem również, że tego dnia mnie już obok ciebie nie będzie... Tak wiele chciałabym ci tu napisać, tak dodać otuchy i nadziei... Ale nie mogę. Wiem, że ta kartka znajdzie się w twoich dłoniach wtedy, kiedy będziesz pogrążony w bólu...
Tak bardzo cię przepraszam, za to, że ukrywałam swoją chorobę. Za to, że ukryłam przed tobą wyrok mojej śmierci...
Ale uwierz mi, chciałam ostatnie dni swojego życia spędzić tak, jak gdyby nic nie miało się wydarzyć...
Dobrze wiem, że cię zraniłam i doprowadziłam do wiecznej żałoby...
I za to chcę cię już teraz przeprosić.
Nigdy nie kochałam kogoś bardziej niż ciebie, Grzesiu. Uwierz mi, że gdybym miała drugi raz cię poznać - zrobiłabym to. Pokochałam cię najwspanialszą i najgorętszą miłością na świecie.
Nie potrafię ci tu już nic więcej napisać, bo nie wyobrażam sobie, że za jakieś trzy tygodnie zostaniesz sam...
Kocham cię, ZAWSZE będę cię kochać.
Pozwól mi odejść... Odchodzę spełniona..."
Nie ma żadnych barier, żadnych hamulców...
Po raz kolejny, twój mózg odtwarza wydarzenia z dwudziestego listopada...
Po raz kolejny padasz na ziemię obok nagrobku...
Po raz kolejny krzyczysz, zalewając się łzami...
- Lena, nigdy nie pozwolę ci odejść... - da się słyszeć pomiędzy twoim płaczem pełnym zgryzoty i katuszy...